Mamą być
27.03.2008 roku, czyli 15 lat temu pierwszy raz zostałam mamą ♥️
Miało być pięknie, sielsko, a rzeczywistość okazała się jak zwykle troszkę inna.
Ciąża była zaplanowana, przygotowywałam się, brałam kwas foliowy, dbałam itd.
Szybko zaczął rosnąć mi brzuch, z czym nie bardzo mogłam się pogodzić, bo to była zawsze moja duma- płaski i wyrzeźbiony brzuch 🫤
Z biegiem czasu jakoś się przyzwyczaiłam.
Całą ciążę zniosłam całkiem dobrze. Nie słuchałam żadnych rad, bo wyszłam z założenia, że to co ktoś inny przeżył to jego, a ja mam swoją historię 👍
Poród zapowiadał się bez komplikacji, a skończyło się na szalejącym KTG, więc trzeba było uśpić (oczywiście mnie) i wydobyć dziecko. Syn! Niko! Wyczekany.
Obudziłam się kilka godzin później, obolała, odrętwiała, bez czucia w nogach. Pielęgniarki obrażone, że muszą biegać wokół mnie i przy jeszcze jednej dziewczynie, która leżała obok.
Ordynator wpadł, wywołał mnie po nazwisku i krótko powiedział, że nie wiadomo co będzie z dzieckiem, bo mały ma coś z układem krążenia, odwrócił się i poszedł 😳
Zostawił mnie z tym, a ja wpadłam w szał. Z płaczem zadzwoniłam do męża, że ma szybko przyjeżdżać, bo nie wiadomo co będzie z Nikodemem.
Przyjechał błyskawicznie. Poszedł do lekarza, który zdziwiony powiedział, że nic się nie dzieje, a dziecko musi tylko kilka dni być w inkubatorze.
No zabić to mało!😬
To jak byłam traktowana w szpitalu woła o pomstę do nieba! Ile ja przez te prawie 10 dni, które tam spędziłam wylałam łez to tylko ja wiem. Leżałam na sali jednoosobowej, bez dziecka. Dostałam Nikodema na zaledwie jedną dobę w podgrzewanym łóżeczku, później znowu dali Go do inkubatora.
To był najgorszy czas w mojej macierzyńskiej karierze.
Odwiedzała mnie najczęściej mama, bo mąż musiał pracować i przychodził codziennie wieczorem, po pracy. Wtedy siedzieliśmy razem w moim pokoju, szliśmy popatrzeć na Nikodema, który leżał w inkubatorze. Łzy same ciekły mi po policzkach.
Kiedy wróciłam do domu, czułam się tam obco. Nie mogłam się odnaleźć. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam dźwigać, więc przyjeżdżała moja mama, żeby mi pomóc kąpać małego, przygotować jedzenie. Po dwóch tygodniach sytuacja się poprawiła i powoli wracałam do siebie.
Choć nie była to sytuacja komfortowa.
Kiedy całymi dniami siedzisz sama z dzieckiem w domu, nikt cię nie odwiedza, bo po porodzie można iść w odwiedziny dopiero po miesiącu czy jakoś tak.
A ja tak bardzo pragnęłam towarzystwa, rozmowy.
Przetrwałam te trudne chwile.
Nikodem był bardzo spokojnym dzieckiem. Płakał bardzo rzadko, jadł co kilka godzin. Wieczorem po kąpieli i karmieniu, tuliłam Go i śpiewałam piosenkę z serialu “Ranczo”, wtedy leciały pierwsze odcinki 😁
“To tylko sny, szalone sny…” 🥰
Niko wyrósł na cudownego chłopaka. Od zawsze gadaliśmy o różnych rzeczach. Miał milion pytań, a ja cierpliwie mu odpowiadałam. Nasze rozmowy są przypominane do dziś, bo naprawdę były niesamowite.
Dziś jako nastolatek ma swój świat, tak bardzo różniący się od naszego świata dorosłych. Ale to nadal ten mój mały synek.
W Jego 15urodziny zaśpiewałam mu “Sto lat”, życzyłam wszystkiego co najlepsze i ucałowalam mocno.
Druga ciąża też była zaplanowana. Przebiegła wzorcowo. Poród miał niestety znowu podobny przebieg, tylko nie byłam w pełni uśpiona, więc po wydobyciu Poli mogłam Ją od razu zobaczyć i ucałować.
W szpitalu te same osoby, ale pięć lat później obsługa zupełnie inna. Miło, przyjemnie, z uśmiechem. Wróciłam do domu pełna sił, więc od razu wzięłam się za pranie i porządki.
Macierzyństwo to wielka odpowiedzialność, ogromna bezwarunkowa miłość, to wyrozumiałość, cierpliwość, ale też wachlarz emocji, z którymi trudno sobie poradzić ♥️
I nie ma znaczenia czy rodziłaś siłami natury czy przez cesarskie cięcie!
Jesteś mamą! ♥️
Wszystkiego dobrego 🥀