Światowy Dzień Walki z Rakiem
Witajcie kochani,
4 luty to Światowy Dzień Walki z rakiem. Coraz więcej wśród nas osób chorych. Mimo pandemii rak nie odpuszcza, wyniszcza tak samo, jak wcześniej. Każdy z nas stracił pewnie jakąś bliską osobę, która przegrała walkę z tym cholerstwem. Są też oczywiście osoby, które wygrały i cieszą się zdrowiem. I tego wszystkim życzę.
Nastały czasy, kiedy przez COVID osoby chore nie mogą być leczone. Wszystko jest opóźnione. Każdy chory na raka może obawiać się zakażenia koronawirusem, ponieważ takie zakażenie może go kosztować życie.
Mój tata, który choruje już kilka lat na białaczkę, obawia się, że jak złapie koronę, to niestety nie wyjdzie z tego cało. Staramy się uważać, ostrożności nigdy dość, ale dziadkowie tęsknią za wnukami, za dziećmi. Rok zamknięcia i izolacji powoduje, że zaczynamy się oswajać z sytuacją, przy okazji bagatelizując niebezpieczeństwo. Na początku nie widzieliśmy się kilka miesięcy, przy małych dzieciach to ogromna różnica. Dzieci wyrosły, syn zmężniał, córka też podrosła. Liczymy, że nic złego się nie wydarzy.
Podziwiam osoby chore. Podziwiam za wolę walki, za próbę normalnego życia. Nikt, kto nie był chory na raka, nie może, a nawet nie ma prawa dawać dobrych rad osobom, które są chore. Jak mogę powiedzieć osobie chorej na raka, że musi walczyć, że musi być silna! Jak mogę dawać dobre rady osobie, która jest wykończona chorobą, wszystko ją boli, ma zwyczajnie dość.
Wiele osób radzi, że trzeba myśleć pozytywnie, że trzeba być dobrej myśli. Ja jestem dobrej myśli i staram się myśleć pozytywnie, ale nie śmiałabym radzić osobie chorej. Zastanawiam się co ja bym zrobiła będąc w takiej sytuacji, jak ja bym się zachowała! Czy też miałabym siłę walczyć? Czy w tak skrajnych przypadkach jesteśmy w stanie myśleć o tym, że musimy żyć, bo mamy tyle planów i marzeń, bo mamy dzieci, które nas potrzebują, bo jest mąż/żona, bo jest wiele osób, którym będzie bez nas źle?
Niestety z racji obciążeń genetycznych, nie mam dobrych doświadczeń, jeśli chodzi o leczenie raka. Moja ciocia (siostra taty) zmarła na białaczkę. Z limfatycznej, której lekarze się nie obawiali, nie chcieli za bardzo leczyć, bo nie jest groźna, przeszła bardzo szybko w białaczkę ostrą szpikową. Wtedy nie było już czego leczyć. A wcześniej pani doktor leczyła ciocię na wątrobę. To są rzeczy, które dają do myślenia. To sytuacje, które sprawiają, że zaczynasz się bać. Nigdy nie wiesz kiedy ciebie dopadnie. Nigdy nie wiesz jaką odmianę możesz ewentualnie mieć. Nigdy nie wiesz czy zobaczysz dorastanie swoich dzieci. Liczysz na to, że ciebie to ominie.
Byłam w klinice genetycznej na wizycie. Jakie wiadomości usłyszałam? Że ja zagrożona nie jestem, bo to co drugie pokolenie! Czy taka wiadomość ma mnie ucieszyć? Czy w takim razie ja mogę być spokojna? Przecież jak nie ja, to kolejne pokolenie! A jeśli kolejne, to moje dzieci! Jestem przerażona! Nie wyobrażam sobie i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała!
Mam dla Was wszystkich tylko jedną prośbę, która mam nadzieję uratuje wiele istnień- BADAJCIE SIĘ!!!! REGULARNIE! To niezwykle ważne. To nie tak, że jak jest nie zbadane, nie zdiagnozowane to tego nie ma. Czujesz się źle? Idź do lekarza! Zbadaj się. Wykonuj regularnie badania. Raz w roku zrób sobie przegląd. To najlepszy sposób, żeby szybko wykryć zachodzące w organizmie zmiany. Jeśli coś się dzieje to lepiej zacząć działać i leczyć. Dbajcie o siebie, bo…
…JESTEŚCIE TEGO WARCI 🙂