Choroba rozwala rodzinę. Dbajcie o swoich seniorów.
Co za czasy! Wszędzie słychać o zachorowaniach, kwarantannach, izolacjach. Strach zagląda w oczy całym rodzinom. Nie chce się tego słuchać. Przeraża mnie myśl o tym, że ktoś z mojej rodziny może nie przeżyć walki z koronawirusem. Niestety tak się złożyło, że ta straszna choroba dotknęła i moją rodzinę.
Uważaliśmy. Maseczki, dezynfekcja, dystans. Nie było rodzinnych spotkań, wielkich imprez, świętowania urodzin, imienin. Każdy z nas miał świadomość, że musimy uważać, ponieważ mamy w bliskim otoczeniu osobę chorą onkologicznie. Wraz z mężem zdecydowaliśmy się zaszczepić, zaszczepiliśmy też syna. Czuliśmy się bezpiecznie. Rodzice zaszczepieni, więc byłam spokojna, że też są bezpieczni. Wiem jak to jest bać się o swoich bliskich. Kilka lat temu, kiedy tata zachorował na białaczkę był wielki strach. Jego rodzeństwo zmarło na tę chorobę, więc tym bardziej wszyscy byliśmy przestraszeni. Żyjemy z taty chorobami już kilka ładnych lat. Nauczyliśmy się z nimi żyć, przyzwyczailiśmy się.
Od kiedy towarzyszy nam choroba, staramy się więcej ze sobą rozmawiać i przebywać. Choroba zbliża, ale też potrafi wykończyć. Ile można patrzeć na ból? Patrzysz jak bliska ci osoba niknie w oczach, staje się nie do końca samodzielna. Strasznie się bałam, że może nie przeżyć zakażenia koronawirusem. Ten strach jest paraliżujący. Kilka razy słyszałam jak tata powtarzał, że jeśli się będzie chory na Covid to z pewnością tego nie przeżyje. Dlatego kiedy dowiedzieliśmy się, że i Jego dosiegnął, przestraszyliśmy się nie na żarty. Myślał, że przeleży kilka dni, wypoci jak grypę, weźmie antybiotyk i wyzdrowieje. Chociaż z tyłu głowy miał, że to dla Niego ogromne zagrożenie. Obserwowałam jak leżał w łóżku. Saturacja była niby dobra, ale wyglądał jakby miał demencję. Później okazało się, że z tą saturacją nie do końca było tak, jak mi mama mówiła.
Sama nie sprawdzałam tacie parametrów, bo starałam się nie zbliżać. Ale jak usłyszałam kaszel, ciężki oddech i historię, że kilka razy spadł z łóżka powiedziałam “dość”. No i oczywiście saturacja poniżej 94. Zadzwoniłam na 112. Pomyślałam wtedy, że to jedyny ratunek, bez tego tata może nie przeżyć. I rzeczywiście tak było. Już panowie z pogotowia powiedzieli, że to ostatni dzwonek. Dla mnie to była jedna z gorszych decyzji jaką przyszło mi podjąć. Podjęłam ją sama, świadoma, że jeśli tata nie przeżyje to będzie umierał sam. Czy mi to wybaczy? Czy mama mi to wybaczy? Nawet teraz, kiedy to piszę, łzy płyną mi po policzkach. Wracając do domu samochodem, kiedy zabrali tatę do szpitala, ryczałam w głos. Nie wiedziałam co będzie. Bałam się. Tak bardzo się bałam.
Mimo wielu sporów, nie zawsze dobrych relacji, kłótni, gorzkich słów, to mój tata! Ukochany! Tak, kocham Go i sądzę, że zawsze kochałam najmocniej na świecie. Może nie okazywałam tego jakoś bardzo, może nie umiałam tego powiedzieć, ale tak było, jest i będzie. Modliłam się o zdrowie dla Niego, modlę się cały czas. Nie potrafię żyć niczym innym. Prosiłam o modlitwę znajomych, przyjaciół, rodzinę, zakonników, księży. To nie tak, że właśnie teraz przypomniałam sobie o Bogu. Modlę się codziennie, własnymi słowami, dziękując za wszystko co mnie spotyka, ale też prosząc o zdrowie dla całej rodziny. Starałam się medytować, wysyłać tacie dobrą energię, światło, miłość. Wierzę, że to ogromna moc, którą mamy w sobie i dobre życzenia mogą zdziałać cuda.
Tata spędził w szpitalu dwa tygodnie. Ciężkie tygodnie. Nie wymagał respiratora, tylko tlenu. Dostawał leki. Był słaby, bardzo słaby. To były najgorsze tygodnie w moim życiu, ale też życiu całej naszej rodziny. Wiem teraz, że kiedy choruje jedna osoba z rodziny, choruje tak naprawdę cała rodzina. Nie robiłam nic w domu, totalnie. Po pracy jechałam do mamy i z Nią byłam. Nie chciałam Jej zostawiać samej. Codziennie dzwoniłam do pani doktor, żeby dowiedzieć się jaki jest stan taty. Chyba miała mnie dość, ale muszę przyznać, że zarówno pielęgniarki, jak i lekarze byli bardzo wyrozumiali.
Po tym czasie odebrałam tatę i zawiozłam do domu. Do bezpiecznego miejsca, gdzie czekało Jego łóżko, telewizor, rodzina, ale też koncentrator tlenu, bez którego nie byłoby możliwości, żeby tata wrócił. Niestety taty samopoczucie nie było dobre. Był wymęczony, kaszlał, zapadnięty w sobie. Chudszy o 15kg. Z cewnikiem! Niestety w noc przed wyjściem była potrzeba założenia cewnika. Przeraził nas wygląd taty. Jego samopoczucie też. Ciężko było mu się poruszać. Raczej wolał leżeć, a wiedział, że nie tędy droga. Wiedział, że musi się poruszać, żeby dojść do siebie po tych tygodniach leżenia w szpitalu. Saturacja była na różnym poziomie.
Zaczął się kolejny trudny czas. Czas wizyt u różnych lekarzy, opieki 24h. Teraz to mama miała więcej zadań. Ale też dzięki Niej tata szybko dochodził do siebie. W końcu na mamy kuchni, herbatce najlepszej na świecie, każdy by zdrowiał. Staraliśmy się robić wszystko, żeby tata czuł, że będzie dobrze, żeby czuł się kochany. Codzienne odwiedziny stały się moim rytuałem. Chcę, żeby tata widział i wiedział, że jestem. Zostawiłam za sobą to, co było złego. Nie chcę tego pamiętać. Wybaczyłam. Zapomniałam. Jestem całym sercem z tatą i mamą. Jestem z nimi cały czas. Potrzebują mnie. Kiedy ja ich potrzebowałam byli zawsze, więc teraz moja kolej.
Po kilku dniach, kiedy tata już czuł się lepiej, okazało się, że wyniki się pogorszyły i niestety musiał znowu pojawić się w szpitalu. Spędził tam kolejne pięć dni. Nie sprzeciwiał się, tylko zgodził z panią doktor, która stwierdziła, że nie ma innej możliwości. Tata musiał dostać antybiotyk i tylko pod kontrolą lekarza. Nie mógł się doczekać kiedy wreszcie wróci do domu. Do swojego bezpiecznego miejsca, Do swojego łóżka. Mimo, że w nocy nie mógł spać i snuł się po domu jak zombie, to było Jego miejsce.
Tata czuje, że to już ostatnie chwile. Dużo wspomina, przekazuje nam rodzinne opowieści, mówi dużo o historii naszej rodziny. Nawet mam wrażenie, że dzieli majątek. Staram się robić wszystko, żeby tata miał nadzieję na jeszcze kilka lat. Wiemy, że Jego choroby mogą sprawić, że tego czasu nam zabraknie. Niestety lekarze są zgodni, nie można operować, bo tata nie przeżyje, nie można dać chemii, bo za słaby organizm. Ogólnie nie ma wyjścia. Kółko zamknięte. Dlatego żyjemy każdym dniem. Jestem u nich codziennie, wykorzystuję dany nam czas. Mamy jeszcze chwilę, żeby ze sobą pobyć. To ważne zarówno dla mnie, dla mamy, jak i dla taty. Wierzę, że to daje mu dużo radości. Ma z kim pogadać. Moje dzieci też ze szkoły przychodzą do babci i dziadka. Wiedzą jaka jest sytuacja. Obserwują. Cieszą się, że mogą jeszcze z dziadkiem przebywać.
Każdy z nas powinien szanować czas spędzany z rodziną. Pomyśl, gdyby zabrakło bliskiej osoby. Co by się stało? Co byś sobie wyrzucał? Czego żałował? Może chciałbyś coś powiedzieć swoim bliskim? Może brakuje ci dla nich czasu? Pomyśl o tym. Daj bliskim czas, obecność, rozmowę, milczenie, miłość. Przytul, pocałuj. To ma ogromne znaczenie. Ja teraz to doceniam. Wreszcie zrozumiałam o co w tym chodzi. Wreszcie wiem, że mogę wyjść z inicjatywą, że moja miłość nie zostanie odrzucona. Boję się straty moich bliskich, chociaż wiem, że taka jest kolej rzeczy. Cieszę się, że zrozumiałam teraz co jest ważne. Nigdy nie jest za późno. Pomyśl o tym i działaj. Bliscy na ciebie czekają!
Pomyśl o tym, co rodzice robili dla ciebie. Jak się tobą opiekowali. Ile poświęcili. Jak wiele dali tobie czasu, miłości, kasy. Jak bardzo się o ciebie troszczyli. Całe życie, dopóki nie stałeś się samodzielny, byli przy tobie. Podczas twoich fochów, buntów, krzyków, zawsze byli. Czas się odwdzięczyć. Czas zrobić coś dla nich. Poświęć im chwilę, daj miłość, zrozumienie, bliskość. Bądź z nimi. Zatroszcz się o nich, zaopiekuj, bądź cierpliwy. Daj im wszystko czego potrzebują. Pamiętaj też, że twoje dzieci, jeśli je masz, obserwują i widzą jak traktujesz swoich rodziców. Daj mu przykład. Kiedyś to ono będzie miało się zaopiekować tobą. Daj wzór do naśladowania. Pokaż jak wygląda miłość. Jestem z tobą i trzymam kciuki 🙂