Nowa praca, nowe życie.
Nawet nie dostrzegłam tego, jak dawno mnie już tutaj nie było. Pisałam już Wam jak wyglądało moje życie w ostatnim czasie. Nie było kolorowo. Było szukanie pomysłu na siebie, szukanie ludzi, kontaktu, moich przyjaciół z “tamtego” życia. Z życia przed pandemią. Niby wiedziałam czego chcę, ale nie potrafiłam do końca się temu oddać. Brak ludzi, spotkań, rozmów odbiło się na moim samopoczuciu. I to bardzo.
Ludzie nie zdają sobie sprawy co czułam. Każdy widział mnie uśmiechniętą, radosną, spełnioną. W rzeczywistości była bezradność, bezsilność, brak ochoty na cokolwiek, apatia. Jak miałam funkcjonować idąc spać o 3- 4 nad ranem i wstając o 10-11? To nie było życie. To nie było to, czego oczekiwałam od życia. Na początku nie szukałam pracy. Byłam przekonana, że nikt nie będzie chciał mnie przyjąć! Bo co ja mogę zaoferować? Co umiem? W moim przekonaniu niewiele. I tak jak już wielokrotnie wspominałam, na całe szczęście mam wokół siebie dobrych ludzi, anioły, dzięki którym trzymałam kciuki za samą siebie.
Czy byłam dumna z siebie? Czy byłam dumna z moich książek? Może przez chwilę. Jednak brak sprzedaży, brak zainteresowania książkami spowodował, że moje szczęście uchodziło ze mnie powoli z dnia na dzień. Patrząc codziennie na stosy kartonów z książkami w domu, miałam wrażenie, że patrzę na swoją życiową porażkę. I wtedy pojawiła się Ona, moja koleżanka z czasów liceum. Dziewczyna o tym samym imieniu, z którą siedziałam w jednej licealnej ławce. Długo nie miałyśmy kontaktu, ale życiowe zakręty spowodowały, że spotkałyśmy się i pogadałyśmy od serca. To dzięki Niej najpierw udało mi się wystąpić na łamach lokalnej gazety, a później zdecydowałam się wysłać CV do firmy, która znajduje się praktycznie obok mojego domu.
Byłam wcześniej na kilku rozmowach kwalifikacyjnych, ale albo firmy były za daleko, albo nie było odzewu. W głowie miałam cały czas, żeby nie dojeżdżać za daleko, bo wiem ile traci się pieniędzy i czasu. A czas jest niezwykle ważny. Często dostrzega się to zbyt późno. Ale za dużo wolnego czasu może bardzo zaszkodzić.
Kiedy poszłam na rozmowę byłam pełna nadziei. Chciałam dostać tam pracę, chociaż obawiałam się trochę co będę mogła tam robić! Świetnie czuję się w obsłudze klienta. Kontakt z ludźmi to jest to, co kocham najbardziej. Ale lubię też szkolić, uczyć innych. Tylko, że problem w tym, że nie jestem już ekspertem w swojej dziedzinie, tak jak to było w poprzednim miejscu pracy. W nowym miejscu będę nowym pracownikiem, który musi nauczyć się wszystkiego od nowa. Bardzo lubię się uczyć i wiem, że dość szybko potrafię przyswoić nowe rzeczy. Wierzę, że będę w stanie szybko stać się pracownikiem, na którego firma zasługuje i z którego jest dumna.
Na rozmowie byłam bardzo zaskoczona, ale też po półtorej godzinie rozmowy, bardzo zadowolona. Nie spodziewałam się tak dobrego odbioru. Dlaczego cały czas zaniżam swoje umiejętności i nie wierzę w siebie? Dopiero widząc reakcje ludzi uświadamiam sobie, że coś tam umiem, czegoś się nauczyłam i coś tam mi wyszło.
Macie podobnie? Zrobiłam tyle szkół, mam bogate doświadczenie zawodowe, szkolenia, a nadal myślę, że nie mam niczego ciekawego do zaoferowania. Nawet wydając książki umniejszałam sobie. Cały czas przekonywałam, że przecież każdy może napisać i wydać książkę, wystarczy mieć pieniądze. I dopiero ludzie uświadomili mi, że wcale nie! Same pieniądze nic nie zdziałają.
Teraz mam już nowe życie. Jestem zachwycona tym co zastałam w nowym miejscu pracy. Podoba mi się, że firma wykorzystuje to, co we mnie najlepsze. Robię to, co lubię, co mi się podoba. Najlepsze jest to, że poznaję moje nowe miejsce pracy, w którym mam nadzieję pracować bardzo długo. Widzę w tym miejscu ogromny potencjał. A firma widzi potencjał we mnie. Czy to nie jest idealna sytuacja? Trzymajcie kciuki, bo ja trzymam. I cały czas się szczypię czy to jest prawda. A tak bliska odległość z domu do pracy sprawia, że w ciągu minuty mogę być na miejscu. Sytuacja idealna!
A co z książkami? Będę cały czas wydawać. Czwarta część “Przyjaciółek z podwórka” o magicznych przedmiotach jest już prawie gotowa, jeszcze ilustracje, skład, druk i będzie dostępna do zakupu. A w międzyczasie dostępne będą kolorowanki i cuksy z logo książek. Wymyślam jak mogę, żeby tylko dać dzieciom to, co lubią najbardziej. Czy uda mi się wydać jeszcze wersję świąteczną “Przyjaciółek z podwórka”? Bardzo bym chciała, jednak wiele rzeczy nie zależy ode mnie. Niestety moje nadzieje związane ze spotkaniami autorskimi w szkołach, przedszkolach zostały rozwiane. Jestem na etacie, więc w ciągu dnia nie ma szans. Trudno. Wierzę jednak, że przyjdzie taki czas, kiedy będę spotykać się z moimi czytelnikami i opowiadać o wszystkich swoich pomysłach.
Trzymajcie kciuki 🙂